Alternatywny tekst

sobota, 25 października 2014

Złamałaś mi serce, Księżniczko

Następnego dnia było dość pochmurnie. Brunetka ubrana w czarną kurtkę z długim rękawem, która zasłaniała jej bandaż na lewej ręce i siedziała skulona przy parapacie, oglądając świat przez szybę. Po chwili zaczęło padać. Słyszała jego melodyjny stukot. Nie miała ochoty dziś z nikim rozmawiać. Nawet Saphiry udało jej się jakoś uniknąć i do tej pory jej nie spotkała. Można by powiedzieć, że pogoda była taka sama jak jej dzisiejsze uczucia i humor, a przecież jej nie kontrolowała. Zauważyła, że ktoś się jej przygląda. Odwróciła wzrok od interesującego szkła i zobaczyła Tenshi. Wzruszyło lekko ramionami i znów przyglądała się kroplom deszczu.
Koroshio wolnym krokiem szła po korytarzu, kierując się w stronę klasy, w której odbywać się miała jej pierwsza lekcja. Dotarwszy pod salę lekcyjną rzuciła torbę na ziemię i sama zsunęła się po ścianie, siadając po turecku na zimnych kawelkach. W uszach rozbrzmiewały słowa piosenki "Castle of Glass". Dziewczyna z ciekawością rozglądała się po tłumie uczniów chcąc poznać zwyczaje miejscowych.
Jej wzrok trafił nagle Rimę, którą poznała wczorajszego dnia. Dziewczyna siedziała skulona na parapecia. Koroshio wciąż nie wiedziała do końca co o niej myśleć. Wczoraj tak często zmieniała swoją osobowość, że naprawdę można było się pogubić. Dzisiaj, swoją postawą prezentowała kolejną inną postać. Wyglądała jak zranione zwierzę, które tylko czeka na dobicie. Aż prawie zrobiło się szatynce jej żal. Prawie.
Wtedy zdarzyło się coś, co zupełnie zbiło ją z tropu. Do czarnowłosej dosiadł się jej brat, Luke. Ze swoim śnieżnobiałym uśmiechem podrywacza, przywitał się z dziewczyną po czym walnął jeden z tych swoich tekstów podrywacza.
- Cześć piękna. Co taka ślicznotka robi tu taka sama? Nie potrzebujesz przypadkiem towarzystwa?
Zdziwiona Rima spojrzała na chłopaka jak na pierwszego lepszego wariata. Jaki mądry człowiek przysiada się do osoby, która wczoraj groziła mu sztyletem?! Tak. Tylko wariat.
- Cześć. Nic. Nie. - odpowiedziała mu dokładnie taki sposób, jak jeszcze wczoraj odpowiadała do niej Koroshio. Nie miała zbyt dobrego humoru i wciąż była w lekkim szoku po tym co się stało, a już na pewno nie pragnęła jego towarzystwa. Co prawda strzelił z broni raczej na ślepo, dobrze sądząc że było tam ukryte jakieś zwierzę. Gdy kula ją drasnęła powstrzymywała się ze wszystkich sił by nie zawyć z bólu. Sama byla to sobie winna. Nie potrzebnie krążyła wokól nich.
- Nie ładnie tak kłamać. - powiedział chłopak pstrykając ją lekko w nos. Z jego twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech. W ogóle się nie zniechęcił i Rima pewnie już się domyślała, że tak łatwo sobie nie odpuśći. - Widzę, że ci smutno. Coś cię gryzie. W takich chwilach powinien być ktoś z ramieniem, którym mógłby cię objąć lub dać się w nie wypłakać. - dodał puszczając do niej oko.
- Chyba jednak nie rozumiem ludzi. - pokręciła głową. - Wczoraj groziłam ci sztyletem, zaś dziś przychodzisz tu z własnej woli i próbujesz mnie zagadać. Nie jesteś normalnym czlowiekiem. - powiedziała. Co on tu robi i po co tu przylazł?! Skoro widzi, że mam zły humor, mógłby zostawić mnie w spokoju. - pomyślała. - Ciekawe ile mi zajmie by go spławić... - westchnęła w myślach.
- Tak już jest. Nikt nas nie rozumie. Nawet my samy. Jesteśmy po prostu zbyt skomplikowani. - Luke zaśmiał się pod nosem, niepostrzeżenie przysuwając się do niej bliżej. - Ta... Ale wiesz, to było wczoraj. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Nie można żyć przeszłością. Trzeba iść przed siebie. Palimy mosty i w ogóle. Wiesz o co mi chodzi, prawda? - powiedział, znów do niej mrugając - To o co chodzi? Co się stało mała? Luke'owi możesz powiedzieć wszystko.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mało mogę ci powiedzieć. - przeszlo jej przez myśl. Bo co? Powie, że drasnął ją przypadkowo kulą, przemienia się w wilka i dlatego nienawidzi polowań na zwierzęta? Nawet taki wariat jak on raczej nie przyjąłby tego normalnie. Trzeba było więc wymyślić jakąś odpowiedź, dzięki której dałby jej spokój.
- Chyba nic o czym warto pamiętać. - odpowiedziała siląc się na minimalny uśmiech z jej strony, choć raczej tylko prychnęła do niego, a jeden kącik ust lekko drgnął do góry. Dobre i to.
- No widzisz. I od razu lepiej. - powiedział szczerząc się do niej - Nad tym uśmiechem to jeszcze popracujemy, ale poza tym moja lejdi, było perfecto. Powiedzmy, że tak było. No, ale dosyć o tobie. Czas trochę o mnie. - Luke zachichotał pod nosem i zaczął grzebać w swoim plecaku - Mam coś dla ciebie bella. Ta-dam! - W swojej dloni szatyn trzymał sztylet. Była to ta sama broń, którą poprzedniego dnia Rima ze wściekłością rzuciła w niewinne drzewo.
Chwila moment. Lejdi, ślicznotka, mała, bella... W co on kurde pogrywa?!
- Wiesz, że jak mówiłam "nazywaj mnie jak chcesz" to miałam co innego... - nie dokończyła zdania, wpatrując się w swój sztylet. No tak, całkiem o nim zapomniała. Tylko dlaczego on go miał?! - Mój sztylet... Oddaj mi go. - powiedziała i wyciągnęła rękę w jego stronę, jednak nie umyślnie zrobiła to lewą po czym skrzywiła się i szybko ją cofnęła. Bolała jak cholera.
Chłopak zdawał się nie zauważyć grymasu bólu na jej twarzy lub po prostu postanowił udawać, że niczego nie widział. Zamiast tego zabrął nóż z zasięgu jej rąk i uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- A-a-a... Nie ma tak łatwo. Nic za darmo skarbie. Chcesz go? Wiesz, ja też czegoś chcę. Może zrobimy sobie nawzajem przysługę i spełnimy swoje pragnienia?
Zmrużyła oczy. Nie podobało jej się to.
- No tak, zapomniałam, że żyjemy w chamskim świecie, w którym nie istnieje coś takiego jak bezinteresowność​. - mruknęła. W co ty pogrywasz?! Czy jego aż tak trudno spławić?! - Co chcesz? Paczkę szlugów?
- Hahahahah... Bardzo śmieszne. Przecież dobrze wiesz, że ja wiem, że brzydzisz się nikotyną, więc nie palisz, więc nie masz fajek. - powiedział brunet przewracając oczami w identyczny sposób co jego siostra - Jest jednak coś, co mogłabyś spełnić. Ja ci oddam ten twój nożyk, a ty w zamian się ze mną umówisz. Proste i nieskomplikowane​.
- . . . - przez chwilę gapiła się na niego, próbując uświadomić sobie, to co powiedział. Tego się nie spodziewała. Szlugi łatwo byłoby załatwić, o ile kruk nie wyrzucił ich do śmieci, ale to ją całkiem zamurowało - Jesteś pewny, że nie chcesz paczki papierosów? - spytała, na co on tylko znów przewrócił oczyma. Spojrzała na sztylet, który trzymał w ręku. - A co jeśli ci powiem, że mi na nim nie zależy? - mruknęła.
- W takim razie odejdę ze złamanym sercem, jednak z pocieszeniem, że będę mógł położyć sobie to cudo na szafce nocnej i patrzyć na nie każdej nocy, mając nadzieję, że przyśni mi się jej właścicielka. - powiedział niemal na jednym oddechu. Tak jakby już wcześniej przewidział tą odpowiedź i miał w zapasie plan B. W ogóle cała ta rozmowa wydawała się być odrobinę sztuczna i z góry zaplanowana przez flirciarza.
- . . . A więc dobranoc, niech ci się przyśni piękny koszmar. - powiedziala, po czym zagryzła lekko wargę, by nie spłonąć głupim rumieńcem, który był tu nie na miejscu. Nie miała zamiaru się zgodzić na coś takiego, tylko dla jednego sztyletu. Jakby nie miała dość problemów.
Luke był zaskoczony. Był pewien, że tym tekstem zdobędzie każdą piękność. Jak widać ona była nieugięta. Lubił takie. Nawet bardziej niż te łatwe. Nie mógł jej nie zdobyć. W tej chwili, jego celem życiowym stało się rozkochanie w sobie Rimę.
Problem w tym, że nie posiadał planu C. Miał jednak coś lepszego. Plan i, który zawsze wpadał mu do głowy w sytuacjach kryzysowych. Plan awaryjny.
- Złamałaś mi serce księżniczko. Czuję jak ostre odłamki mojej młodzieńczej miłości wbijają się w całe ciało. Ten ból jest nie do wytrzymania. Moja psychika jest zbyt słaba, aby to wytrzymać. Wybacz, ale będę musiał sobie ulżyć w cierpieniu. - mówiąc to, podciągnął lewy rękach koszuli i używając sztyletu dziewczyny zaczął powoli nacinać swój nadgarstek.
Wytrzeszczyła oczy. Tego nie spodziewała się tym bardziej. Albo to był ostateczny chwyt, który miał ją skłonić do zmiany zdania, albo z tym chłopakiem rzeczywiście coś było nie tak. Nie mogła jednak pozwolić, by zaczął się przez nią ciąć nawet jeśli był tak wielkim frajerem.
- Czekaj, przestań! - krzyknęła do niego i położyła mu swoją dłoń na nadgarstku, próbując zatrzymać ją w bez ruchu, jednak był o wiele silniejszy od niej, a nacięcie na nadgarstku powoli robiło się coraz większe. - Nie odpuścisz co? Dobra! Zgoda...Tylko błagam, przestań już się ciąć! ... Kiedy i gdzie? - zadała dwa kluczowe słowa zrezygnowana. Nie wiedziala jakim cudem udało jej się wplątać w coś takiego, a po drugie, czemu mu tak na tym zależało?!
Chłopak lekko drgnął słysząc jej słowa i nutę błagania w głosie. Nie zaprzestał jednak nacinania swojego i tak już poranionego nadgarstka, tak jak spodziewała się tego Rima. Smutnym wzrokiem patrzył na gęstą krew wyplywającą z jego rany i kapiącą na cimne dżinsy.
- Masz rację. Nie odpuszczę. Nie chcę odpuszczać. Nie chcę cię też jednak do niczego zmuszać, dlatego więc zniknę ci z oczu, abyś nie musiała oglądać mojej krwi i bólu. - powiedział powoli zsuwając się z parapetu.
Naprawdę nie sądziła, że to zrobi i pewnie w przyszłości miała tego żałować, jednak to zrobiła. Złapała najmocniej jak potrafiła za jego koszulę, chcąc go zatrzymać.
- Nie idź! Przepraszam, po prostu miałam wczoraj i dziś trochę zły dzień. Proszę nie smuć się...uhm... Nie chciałam cię zranić ... A jeśli jednak chcę z tobą...umówić? - zapytała, jednak dostrzegł​a coraz więcej krwi. - Krwawisz...pocze​kaj, proszę. - szybko zdjela kurtkę, czego miala nadzieje nikt nie zauważył i oderwała kawalek swojego bandażu, po czym obwiązała mu nim nadgarstek. - Tak lepiej. - powiedziała zarzucając na siebie kurtkę, uważając przy tym na lewą rękę.
Chłopak uśmiechnął się do niej w podzięce. Jego uwadze nie uszło zranione ramię dziewczyny, miał jednak zamiar dać jej trochę czasu i roztrząsnąc to nieco później.
- Miło to słyszeć. - powiedziała odrobinę rozpromieniony, lecz jednak wciąż udawał trochę skrzywdzonego - Wiem, że pewnie i tak robisz to z litości, jednak nie potrawie się powstrzymać i nie skorzystać z twojej chęci. Co powiesz na kino? Wiem, że najbliższe jest jakieś 40 km stąd, ale to dla mnie bez znaczenia. Przyjadę po ciebie dzisiaj koło piątej. Co ty na to? - zapytał przysuwając się do niej bliżej i starając objąć ją ramieniem, uważając na jej lewą rękę - Powiedz mi aniele, kto cię tak urządził? Podaj tylko nazwisko, a ja z chęcią się zajmę tą osobą.
Ty sam. - pomyślała smutno. No to Ri udało Ci się wpakować w piękne kłopoty. Teraz musiała jednak wymyślić jakieś szybkie wytłumaczenie.
- Okej...Można powiedzieć, że sama byłam sobie winna. Lampka w rowerze mi siadła i jechałam po ciemku, nie zauważyłam kamienia i wpadłam na kolczaste ogrodzenie. - skrzywiła się. Okej to chyba była historyjka w którą można było uwierzyć, dlaczego tak piekelnie bolało ją ramię.
- Uhm.... Byłaś z tym u lekarza? - zapytał troskliwie obejmując ją ramieniem. Musiał dziewczynę przyzwyczaić do siebie. Pozwolic, żeby mu bezgranicznie zaufała. Jakim miał w tym cel. Jeszcze sam do końca nie wiedział, jednak był przekonany, że końcowy efekt będzie wspaniały i wszytsko będzie warte zachodu. - Może ci się wdać jakieś zakarzenie lub zostanie blizna.
- Raczej nie. - odpowiedziała. To było draśnięcie tyle, że zrobione pociskiem z broni palnej, a na dodatek prócz szoku, dostała jeszcze okropny ból w prezencie. Czuła się trochę nie swojo i skrępowanie, gdy obejmował ją ramieniem. - Ty też masz całkiem ładną szramę. - powiedziała, by odwrócić jego uwagę od swojego ramienia.
- Mówisz o tym? - Luke wskazał palcem na swój lewy policzek, który przecinała długa, jasna blizna, mocno odznaczająca się na jego ciemniejszej skórze. - Dzięki. To taka tam pamiątka z dzieciństwa. No, ale podobno dodaje mi uroku. I dziewczyny lubią facetów z bliznami. To prawda, czy tylko taki stereotyp?
Zaśmiała się po raz pierwszy w tym dniu.
- Cóż...Jeśli chodzi o mój punkt widzenia to blizny dodają chłopakom choć trochę męskości. - dopiero po jakimś czasie uświadomiła sobie co powiedziała, bo jej policzki odrobinę się zaróżowiły. Spuściła wzrok. Czemu do diabła tak reaguje?! - To o piątej tak? - spytała by się upewnić. - Mieszkam niedaleko rezerwatu, domek numer 85. Za wielkim mostem, łatwo trafić. - podała swój adres nadal nie pewna, czy dobrze zrobiła.
- Ne... Rimcia. Ty sie rumienisz. - powiedział z uśmiechem na twarzy, delikatnie dźgając ją palcem w szkarłatny policzek - Wyglądasz słodko. Rób to częściej.
Luke odsunął się nieco od niej, zabierając ramię. Podsunął do siebie plecak i począł w nim grzebać. W końcu z triumfem na twarzy wyjął z niego średniej jakości telefon komórkowy i zaczął coś na niego wstukiwać.
- Tak. Punkt piąta. Domek numer 85 koło rezerwatu. Ej... To całkiem blisko mnie. Kojarzysz może taką dużą farmę ze stadniną? Gospodarstwo Castellan'ów.
Przez niego musiała jeszcze raz zagryźć wargę by jeszcze bardziej nie spłonąć rumieńcem.
- Hm...Nazwy nie kojarzę, jednak stadninę owszem. Jest jedna dość niedaleko... Wiesz, przeprowadziłam się tu dopiero nie dawno i jeszcze nie orientuję się w nazwach. - odparła. Nevermind było jej największym ukatrupieniem w życiu, ma szczęście się skończyło.
- Naprawdę? Ja też. Wow... Ile my mamy ze sobą wspólnego. - powiedział z rozmarzeniem znów ją obejmując, jednak tym razem w pasie - Tak właściwie to na razie prawie nic. No chyba, że chciałabyś się jeszcze czymś podzielić z Luke'iem.
- Zakładam, że ty raczej nie rzucasz sztyletami? - zachichotała, jednak jej ciało stało się trochę spięte. Nie ufała mu, a znała go zaledwie od wczoraj. Wolałaby jak najszybciej wejść do klasy i zapomniec o tym co miało się zdarzyć chociażby o piątej. W ogóle zapomnieć o dzisiejszym dniu. Ale nie mogła. Wpadła w pułapkę i na dodatek po części sama się do niej przyczyniła.
- Nie... Raczej nie. Czasami zdarzy mi się porzucać nożami, ale wolę jednak strzelać. - powiedział. Wyczuł jej nagłą zmianę. Wymykała mu się. Nie mógł sobie na to pozwolić. - No, a masz jakieś zwierzątko Ri? Pieska? Kotka? Rybkę? Chomiczka?
Strzelać...Do zwierząt...do mnie... Skutki szoku i stresu powoli powracały.
- Ee tak. Mam. Znaczy tak jakby. Ptaka... - odpowiedziała, jednak głowa mocno ją rozbolała i złapała się za czoło. - Wybacz... Trochę źle się czuję...- wymamrotała pod nosem. - Może to przez szok, po upadku i ranie. - dodała. Przez chwilę ją zamroczyło. Las. Strzał. Huk. Ból. Te cztery wizje nawiedzały ją co chwila od początku.
- Hej, hej, hej... Tylko mi tu nie mdlej. - powiedział łapiąc ją mocniej za ramiona - Musielibyśmy wtedy odwołać naszą randkę, a byłaby to wielka szkoda. - dodał przysuwając ją bliżej do siebie i cmokając w czoło.
Drgnęła. Za dużo było tej bliskości, co ją w końcu trochę ocuciło. Był miły, jednak nie była taka głupia by po jednym dniu spędzonym razem, dać mu się całować chociażby w czoło. A może bała się tego? Sama już nie wiedziała. Odsunęła się od niego nieco spłoszona, pod dylematem wyciągnięcia butelki z wodą. Gdy się napiła, poczuła się lepiej. Zabrzmiał dzwonek na lekcje.
- Jasne...Nie zemdleję. To...em...do zobaczenia. - powiedziała zsuwając się z parapetu.
Koroshio z zażenowaniem w oczach obserwowała całe zdarzenie. Miała ochotę zwrócić płatki kukurydziane ze śniadania, kiedy jej brat pocałował Rimę. Wiedziała, że jest z niego niezły kawał podrywacza i flirciarza, nie myślała jednak, że posunie się do tego. Widocznie na czymś bardzo mu zależało, co ta dziewczyna miała.
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, bez pośpiechu wstała z podłogi i zabrała swoje rzeczy. W połowie klasy ją zamurowało. Zamierzała usiąść na swoim ulubionym miejscu w kącie ławki, jednak okazało się być ono zajęte i to na dodatek przez ostatnią osobę, którą by pomyślałam.
- To miejsce jest zajęte. - powiedziała szatynka podchodząc do Rimy.
- Daj mi spokój. - mruknęła. - Jak chcesz to siadaj, jak nie chcesz to nie. - dodała, leżąc głową na ławce. Głupia. Głupia. Głupia. To wszystko by się nie stali gdybyś nie zostawiła sztyletu i nie okazałabyś swego dobrego serduszka! - jeden głos mówił w jej głowie po czym odezwał się drugi. - Nic straconego, łap okazję. W końcu to niezłe ciacho prawda? - jej myśli biły się ze sobą. - Oczywiście pewnie. Zabierze cię do kina, a później się od niego nie uwolnisz... Kto wie do czego dojdzie... Teraz pocałunek w czoło a później... - Dość! - zacisnęła pięści, po czym włączyła muzykę by zagłuszyć swoje głupie myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Jill