Alternatywny tekst

środa, 8 października 2014

Lady, running down to the riptide

Kobieto, która sprowadziła mnie na ten padół łez!
Mam nadzieję, że po pozbyciu się najpierw swojego męża, a potem swoich dzieci nareszcie jesteś szczęśliwa. A w sumie to gówno mnie to obchodzi. Piszę ten pieprzony list tylko dlatego, że babcia mnie o to prosiła. Najchętniej zerwałabym z tobą wszystkie kontakty, tak jak ty to zrobiłaś z nami.
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że postanowiłaś nas tu porzucić i zwalić na głowę dziadkom. Nareszcie pierwszą rzeczą po obudzeniu się i powrocie ze szkoły nie będzie twoja wytapetowana twarz. W końcu wchodząc do kuchni, nie będę się musiała martwić czy przy stole nie zobaczę twojego pół nagiego kochanka. Tak więc dziękuję, że kompletnie olałaś mnie i swoje dzieci. Mam jednak do ciebie wielki żal, że to na moją i babci głowę zwaliłaś wyjaśnienie biednej Ninie całej tej chorej sytuacji. Naprawdę nie wiesz jak mi będzie ciężko powiedzieć swojej młodszej siostrzyczce, że matka przestała ją kochać.
W każdym bądź razie, wiedz, że wszyscy przyjęliśmy to do wiadomości. Nie próbuj nawet do nas dzwonić, a nawet jeśli, to nie oczekuj, że podejdę do telefonu i powiem do ciebie choćby to pieprzone "Hej!". Dla mnie już umarłaś. Przestałaś istnieć. Jesteś dla mnie mniej żywa niż tata.
Szczęścia na nowej drodze życia
Koroshio

Szatynka spokojnie, bez żadnego stresu, czy wyrzutów sumienia, odłożyła długopis do przybornika. Na sobie miała postrzępione ciemne dżinsy, które popisane były w paru miejscach markerem. Ubrana była w ciemny, obcisły top, pod którym wyraźnie odznaczały się jej wystające kości. Do tego czerwoną koszulę w kratę z kapturem i wysokie, przetarte w paru miejscach, czarne trampki z namalowanymi na nich farbami akrylowymi kocie oczy o szmaragdowym kolorze. Przez kilka chwil dziewczyna wpatrywała się w słowa, które specjalnie napisała koślawym i najbrzydszym pismem jakim tylko mogła. Po raz kolejny przeczytała swój list do matki, dokładnie analizując każde zdanie. Jej twarz nawet na sekundę nie zmieniła wyrazu, przez cały czas pozostając obojętną i zdystansowaną.
Nagle dziewczyna gwałtownie poderwała się z krzesła, które z hukiem spadło na podłogę. Złapała do rąk papier listowy i zmięła go w ciasną kulkę, którą następnie cisnęła w kąt pokoju, aby mogła dołączyć do sterty swoich poprzedniczek.
- Pieprzę to wszystko. - warknęłam wściekła, podnoszą z ziemi krzesło i ciężko na nie opadając - To nawet w połowie nie oddaje moich uczuć, a babcia i tak nie pozwoliłaby mi tego wysłać.
Załamana dziewczyna, uderzyła głową o drewniany blat, zrzucając przy tym z na podłogę kilka książek. Nie miała na to wszystko siły. To było dla niej za dużo. Najpierw ślub jej matki z Ted'em, a potem ten cholerny list, który dostali od niej tydzień temu. Koroshio czytała go już tyle razy, że znała go już na pamięć, przez co jeszcze bardziej go nienawidziła. Był on dość spory, głównie mówiący o tym jak bardzo ich kocha i jej na nich zależy, jednak wszystko sprowadzało się do trzech zdań. Nie mam dla was czasu. Już was nie potrzebuję. Teraz zamieszkacie u dziadków. I choć nie tak one brzmiały, to szesnastolatka tak właśnie je zrozumiała i zapamiętała.
Jako podobno najbardziej ogarnięta i zrównoważona z całego rodzeństwa, co gdy usłyszała z ust babci, wywołało u niej taką salwę śmiechu, to na nią spadł według dziadków zaszczyt odpisania na list. W jej oczach to jednak była udręka i najgorsza kara jaką mogli dla niej wymyślić. Przez cały miniony tydzień wysłuchiwała próśb, a w którymś momencie nawet błagań swojej babci, aby w końcu napisała odpowiedź do matki. Ale co ona niby miała w nim napisać? Cieszę się mamo, że jesteś szczęśliwa. Rozumiem twoją decyzję. Kocham cię i nie mogę doczekać się świąt. Twoja kochająca córka. Byłby to stek bzdur i kłamstw. Dziewczyna szczerze nienawidziła tej kobiety, którą już dawno przestała nazywać matką. W końcu żadna matka nie porzuciłaby swoich dzieci.
Koroshio leniwie wyciągnęła z szuflady kolejną czysta kartkę i wzięła do ręki długopis, zabierając się do pisania. Kątem oka spojrzała na wyświetlacz telefonu, leżącego na kraju biurka. Tego dnia specjalnie wstała godzinę wcześniej niż zwykle, żeby zdążyć napisać przed szkołą ten list. Było już zdecydowanie za późno na pisanie kolejnego kilometrowego listu, który i tak według babci napisałaby źle, zawierając w nim swoje prawdziwe odczucia i przemyślenia. Postanowiła więc wszystko zawrzeć w jednym zdaniu, które napisała na całą powierzchnię kartki.
Wiadomość odebrana i przyswojona.

Koroshio złożyła list na pół i włożyła go do wcześniej przygotowanej koperty, na której widniał już znaczek i adres odbiorcy oraz nadawcy. Po szkole zamierzała wstąpić na pocztę i nadać go, mając w końcu to wszystko z głowy.
Nieśpiesznie wstała od biurka, biorąc do ręki swoją szmaciana torbę i przerzuciła ją przez ramię, wcześniej wsuwając kopertę między książki. Nie musiała się zbytnio śpieszyć. Jeszcze przed próbą napisania wiadomości do matki, wszystko zrobiła. Od razu po obudzeniu się, wzięła długi prysznic i umyła włosy, które wciąż były jeszcze odrobinę wilgotne. Nie przeszkadzało jej to jednak zbytnio. Wręcz przeciwnie. Uwielbiała, kiedy były mokre.
Po chwili dziewczyna schodziła już po drewnianych schodach, które pomimo jej nikłej wagi, dość głośnio trzeszczały pod każdym jej krokiem. Szybko wpadła to niewielkiej kuchni urządzonej w przedwojennym stylu, w której już od dobrej godziny krzątała się jej babcia.
- Dzień dobry wszystkim! - zawołała pogodnie do zgromadzonego przy stole rodzeństwie.
- Eloszka - zawołał starszy brat Koroshio, nalewając sobie i maluchom sok pomarańczowy.
- Dobły! - odpowiedzieli chórem bliźniacy z ustami pełnymi rozmokłych w zimnym mleku płatków kukurydzianych.
- Kori! - Mała, sześcioletnia dziewczyna o złotych loczkach i anielskim wyglądzie, ubraną w błękitną sukieneczkę, szeroko uśmiechnęła się na widok siostry i szczęśliwa pomachała do niej.
- Cześć aniołku. - powiedziała szatynka, przytulając Ninę. Następnie podbiegła do stojącej przy kuchence starszej kobiecie i dała jej buziaka w policzek. - Dzień dobry babciu! Gdzie dziadek?
- Witak skarbie! Pojechał po nawóz do miasta. Dlatego czy mogłabyś...
- Jasne. Nie ma sprawy. - powiedziała dziewczyna biorąc ze stojącego na stole koszyka jabłko - Tee... Demony, idziemy do szkoły. Już do wozu. - zawołała tonem, który nie znosił sprzeciwu. Aby dodać mocy swoim słowom, otworzyła drzwi i wskazała palcem na stojący na podjedzie czerwony pickup.
- Ja mam na drugą lekcję. Wezmę motor. - mruknął Luke, nie odrywając nawet głowy od czytanej przez niego książki.
- Jasne. Tylko przyjdź do tej szkoły, bo ja nie mam zamiaru się za ciebie tłumaczyć palancie. - dodała Koroshio, pomagając młodszej siostrze założyć buty.
- Aha... Jasne... Ja też cię kocham. Nie martw się o mnie.
Siedemnastolatka biorąc małą blondyneczkę na ręce, mruknęła pod nosem jakąś uwagę na temat brata i wyszła z domu, żegnając się wcześniej z opiekunką. Ostrożnie wpakowała dziewczynkę do samochodu, usadowiając w krzesełku i zapinając pasy. Po chwili cała czwórka byłą już gotowa do drogi.
- Trzymać się tam na pace. Kto zleci, resztę drogę idzie na pieszo. - zawołała Koroshio do młodszych braci i przekręciła kluczyki w stacyjce, budząc silnik do życia.
Powoli zjechali z podjazdu i włączyli się do nikłego w tej okolicy ruchu. Powoli, wręcz ślimaczym tempem wlekli się po niezwykle pustej jak na tą porę drodze. Prędkość nie zależała od braku doświadczenia i strachu dziewczyny przed szybką jazdą, a od jej pasażerów. Wolała pomęczyć się dłużej w samochodzie, niż ryzykować zdrowie, a nawet życie rodzeństwa. Kiedy była sama jeździła zupełnie inaczej. Ona i jej stary pickup byli wtedy królami szos, których dogonić nie mogło nawet najlepsze w mieście auto. Kochała szybką, szaloną jazdę. Czuła się wtedy wolna.
Piosenka
Z radia wydobyły się ciche dźwięki gitary rozpoczynające tak dobrze znaną obu dziewczynom piosenkę. Sześciolatka od razu zareagowała. Była to jedna z ulubionych piosenek Koroshio, a przez to i jej młodszej siostry, która zawsze brała starsze rodzeństwo, a szczególnie siostrę za wzór. Wyciągając w stronę pokrętła głośności swoje małe rączki, ze wszystkich sił starała się je dosięgnąć.
Szatynka kątem oka spojrzała na zmagania siostry i po chwili namysłu ze zrezygnowaniem pogłośniła radio. Wiedziała, jak to się skończy. Nina, która na pamięć znała tekst piosenki zaczęła ją śpiewać, patrząc przy tym błagalnym wzrokiem na Koroshio, która nie była w stanie odmówić tym oczom i dołączyła się do niej.
Po chwili z wolno jadącego po drodze czerwonego pickupa rozbrzmiewały dwa głosy radosnych dziewczyn i jęki siedzących na naczepie bliźniaków, którzy zdecydowanie mieli już dość wiecznych koncertów w domu.

"Lady, running down to the riptide
Taken away to the dark side
I wanna be your left hand man
I love you when you're singing that song
And I got a lump in my throat cos
'Cause you're gonna sing the words wrong
I just wanna, I just wanna know
If you're gonna, if you're gonna stay
I just gotta, I just gotta know
I can't have it, I can't have it any other way
I swear she's destined for the screen
Closest thing to Michelle Pfeiffer that you've ever seen, oh"

6 komentarzy:

  1. Cudo ;*
    * juz widzi paczydełkami wyobraźni śpiewającą Kori i jej małą siostrzyczke* :D
    Cztery osoby w pickup'ie..zawsze wyobrażałam sobie go jako dwuosobowy xD
    Hm..czyżby Luke studiował legendy Wollfiens? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Neee.... Bo pickup jest dwuosobowy. Demony siedzą na naczepie czy jak to się nazywa xD
      Skąd ten pomysł? To Luke nie ma prawa już czytać... Dobra nie ważne. Nie było tematu.

      Usuń
  2. " najbardziej ogarnięta i zrównoważona z całego rodzeństwa" Hahahaha, pękłam ze śmiechu xD Powinniśmy zorganizować ankietę na blogu: Kto z rodziny Tenshi jest najbardziej ogarnięty? Osobiście zagłosowałabym na małą Ninę. Jest słodka jak moja siostra, ale chyba nie jest aż takim diabłem. I mam nadzieję, że kiedy śpiewa piosenki razem z radiem to nie wymyśla własnych słów pasujących do melodii jak moja siostra :PP
    Chcę notkę z Lukiem. Albo z Kor chociaż znów.
    "Jesteś dla mnie mniej żywa niż tata."
    Tru.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill