Alternatywny tekst

środa, 3 września 2014

Zwierciadło uczuć.

I będziesz uciekać przez te wszystkie dni, 
jak we śnie, 
przed samą sobą. 
Przed swym charakterem.
 Przed swoją wrażliwością.
 Przed duszą bestii. 
Przed swym odbiciem. 

***
Obudziła się. Znów ten sam koszmar, który odwiedzał ją co jakiś czas. Zamknięta na pustkowiu, wśród tysiąca luster...

Biegnie. Szuka. Nie może znaleźć. Nikogo, prócz siebie samej. Zwierciadła ukazują jej odbicia, a większość z nich, jest wrogo nastawiona. Sama już nie jest pewna, czy nie jest tylko jedną z lustrzanych odbić. Biegnie. Szuka. Staje. Jedno lustro jest puste. Szklana powłoka nie skrywa nic, tylko ciemność. Wpatruje się w nie. To jest jej odbicie, jednak jej serca z przeszłości, a może i przyszłości? A może teraźniejszość również jest taka smutna? Odległe pustkowie, powstałe z najciemniejszych myśli. Smutek. Żal. Gorycz. Krzyk. Płacz. Samotność, która doskwierała jej od samego początku, lecz sprawiła, że stała się odpowiedzialna za siebie i tylko siebie. Poczuła jak zimno otula jej ciało, a ciemność zasłania oczy. Ktoś wpycha ją w swoją ciemność. Próbuje się wyrwać, krzyczeć, uciec. Nie może. Staje po środku głębi swojej ciemności. Biegnie na oślep, uwięziona w lustrze uczuć. Wszystko jest takie same. Każde uczucie spokrewnione z tym drugim, nie daje jej prawa wyboru. Usiadła na ziemi i skuliła się zrozpaczona. Coś zaczęło ciągnąć ją w dół. Spadała. 

- Nieee!!! - krzyknęła, budząc się w tym samym momencie. Poderwała się z łóżka i walnęła głową o sufit dachu. - Ałaa... - roztarła sobie czoło, po czym znów się położyła. Znów ten sam koszmar. Znów te zwierciadła. Znów ten..strach...- pomyślała i przewróciła się na drugi bok. 
- Nie. Teraz będzie inaczej. Teraz wszystko będzie lepsze. Zobaczysz. - powiedziała na głos do swojego odbicia w lusterku, które wisiało naprzeciw jej łóżka. - Nie jestem tą samą osobą. A może...nigdy nią nie byłam. - dodała, chcąc upewnić samą siebie. 
***
Brunetka szła właśnie na kolejną lekcję. Usiadła, jak zwykle, na parapecie, chcąc wyglądać na zewnętrzny świat. Ubrana w czarną, skórzaną, kurtkę, równie ciemne, nieodłączne rurki, oraz błękitną bluzkę, podkreślającą jej kolor oczu. Jednym słowem, jak zwykle. Kurtka, niczym zbroja, przez którą do szkolnego życia, nie mogły się przedostać uczucia ciemności oraz która miała uwidocznić jej zabójczy charakter, czyli tym samym nie pozwolić na to, by ktoś zapragnął się nad nią znęcać. Do bladej twarzyczki, przylepiony uśmiech, który nie obejmował jej oczu. Był sztuczny, choć wyglądał jak prawdziwy, gdyby nie te oczy. Zawsze obojętne. 

Czasami myślę, że nie mam uczuć, lecz później okazuje się, że nie umiem ich wyrażać, 
co wydaje się jeszcze gorsze. 

To po prostu mała, niewinna gra. Gra w życie. Przegrasz, wygrasz, lub przynajmniej przetrwasz. Najlepiej jest próbować przetrwać, gdyż wygrany, zawsze będzie kiedyś przegranym, zaś przegrany, wygranym. Są sposoby by przetrwać. Można zaszyć się w szarym tłumie i nie wychylać się z niego, tylko czekać, aż gra się skończy. Jednak takie postępowanie grozi przegraną, gdyż nikt nas już nie będzie pamiętał. Nawet czas, który wiecznie nas popędzał. 
Najlepiej jest grać paroma osobami na raz. Być miłym, gdy tego życzą sobie inni. Uśmiechać się, gdy inni się uśmiechają. Mówić, gdy ktoś nas zapyta, lub pytać, by dać o sobie znać, lecz z uśmiechem, nierozłącznie przyklejonym do twarzy. 
Dawać to, o co proszą, jednak nie podlegać innym. Być niezależną osobą, albo lepiej, by to inni, byli zależni od ciebie. Liczyli się z Twoim zdaniem. Grali tak, jak im pokażesz instrukcje. Tańczyli, jak im zagrasz, lecz by o tym nie wiedzieli. Niech uważają, że to tylko ich decyzje, na które nie wpłynął nikt inny, a ty sobie po prostu graj, a oni będą tańczyć. Dla ciebie, niczym marionetki. Marionetki, którymi manipulujesz niewidzialnymi sznurkami. 

Westchnęła, słuchając po raz kolejny swej ulubionej, a jakże hipnotyzującej piosenki. Może to właśnie przez nią śni, że spada? 

Szesnaście księżyców, szesnaście lat.
Szesnaście razy trwoga ma trwa.
Szesnaście razy rozpacz mi się śni.
Spadam, spadam przez te wszystkie dni…

Nawet jeśli, to i tak nie przestałaby jej słuchać. Za bardzo się w niej zakochała. W jej tekście, melodii i uczuciach, które towarzyszyły jej przy słuchaniu. Czuła, że ta piosenka jest właśnie o niej. O jej uczuciach, o problemach, o jej życiu. Co prawda jeden problem, okazał się później kluczem do drzwi wolności. Cieszyła się, że tak się stało. Nienawidziła swojego starego zamieszkania, a tu czuła, że mogłaby być sobą. Mogłaby, ale w domu i w lesie. Nie w szkole. W szkole miała parę postaci, na każdą okazję i to wystarczyło, by nie przegrać i nie wygrać, lecz przetrwać. 

2 komentarze:

  1. No co mogę powiedzieć.. Pinkne po prostu pinkne *-* Kiedyś zawsze chciałam umieć pisać takie notki. Szczerze.. Dalej chciałabym umieć xD. Bo to taka śliczna notka. Tak ładnie opisane i w ogóle. No nie umiem tego w słowach opisać <3 *tak łatwo spowodować, że Emu się coś podoba*
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałas bardzo fajną notkę. Co prawda nie jest ona zbyt krótka, ale naprawdę dobra. Bardzo szybko i łatwo się ją czyta, co też jej plusem ;)
    Mieć takie koszmary... Nie zazdroszczę. Współczuję Rimie. Może potrzebuje po prostu kogoś bliższego. Kogoś przed kim nie będzie musiała nikogo grać, ani nim manipulować. Żeby oboje byli sobą.
    Czekam na następną notkę ;)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill