- Dużo się spóźniłam? - szepnęła.
- Z dziesięć minut. - odpowiedziała przerysowując dziwny schemat. Gdy w końcu usadowiła się w krześle i wyjęła swoje rzeczy, nie odbyło się bez małej uwagi nauczyciela.
- A teraz może panna Dream nam powie jaka gleba występuje w naszym miasteczku?
- Brązowa proszę pana. - odpowiedziała, a przez połowę klasy przeszedł cichy chihot.
-Mam nadzieję że chodziło ci o brunatną. - powiedział, po czym żartobliwe pogroził palcem- Tylko następnym razem się nie spóźnij.- powiedział.
-Ależ oczywiście panie profesorze
- odpowiedziała, a w myślach dodała: jeśli zdążę. Po czym mrugnęła do Saphiry i zaczela przepisywać temat. Następnie nauczyciel musiał wyjść w jakiejś ważnej sprawie, więc pilnowała nas woźna. Kazał kończyć notatkę, lecz nie oszukujmy się. I tak nikt tego nie robił, szczególnie, że było parę minut do dzwonka.
Wilkołaczka rozejrzała się po klasie. Saphira pogrążyła się w swych myślach, więc postanowiła jej nie zaczepiać. Pani woźna zwróciła uwagę tym najbardziej głośnym osobom. Zresztą, tu wszyscy byli głośni. Poprawka. Nie wszyscy. W najdalszym zakątku siedziała jakaś dziewczyna, która coś rysowała w zeszycie. Brunetka przekrzywiła nieco głowę, podparłszy ją wcześniej na łokciu, o ławkę. Można by rzec, że perfidnie wręcz się na nią patrzyła. Chciała z niej coś wyczytać. Coś, co jest na niej napiętnowane z przeszłości.
"600, 599, 598, 597, 596, 595..."
Koroshio spokojnie siedziała ławce. Nie zamierzała szaleć, czy wygłupiać się jak inni uczniowie z jej nowej klasy. JEJ NOWEJ KLASY. Jak to dziwnie brzmiało. Ale takie właśnie były realia. Od teraz to byli jej przyjaciele. To jej sala lekcyjna. To była jej szkoła. To było jej nowe życie.
"...594, 593, 592, 591, 590..."
Dziewczyna tak naprawdę nie miała czasu na żarty. Była zbyt zajęta tworzeniem kolejnego arcydzieła na marginesie swojego zeszytu. Krew... Miecz... Skrzydła... Kolejna podobizna anioła śmierci, który odwiedzał ją we śnie. Rysowała go niemal bezwiednie, myślami będą tak naprawdę przy odliczaniu do tak wyczekiwanego dzwonka.
"...589, 588, 587, 586, 585..."
Oczy Rimy stały się jakby zamglone. Przez jej głowę przechodziło mnóstwo obrazów, scen z przeszłości owej dziewczyny, na którą patrzyła. Kłótnia. Krzyk. Płacz. List. Dym. Ogień? Nie. Fajka. Trująca nikotyna. Brat. Znów krzyk, płacz. Słone łzy. Nóż? Nie. Żyletka. Krew. Skąd? Tnie się. Ręka. Wizja się urwała. Wzrok Ri padł na ową rękę. Tak, było na niej mnóstwo tych mniejszych i większych nacięć. Widziała to z tej odległości. Bardzo dokładnie. Dwa centymetry. Trzy. Jedna nawet pięć. Okropne.
Z kartki zeszytu w kratkę psychopatycznie uśmiechał się do szatynki powalająco przystojny mężczyzna. Długie, czarne włosy zakrywały mu puste oczodoły, a ogromne, czarne skrzydła, wyglądały jakby naprawdę odrobinę trzepotały. Dziewczyna zrobiłam ostatnią kreskę, znacząc blizny na odsłoniętym torsie anioła. W tym samym momencie zadzwonił tak bardzo wyczekiwany przez nią dzwonek. Ona jednak jakby w ogóle na to nie zwróciła uwagi. Spokojnie skończyła swój rysunek, po czym wrzuciła długopis razem z zeszytem do szmacianej torby z kilkoma naszywkami i przypinkami.
Wciąż nie ruszając się ze swojego miejsca, wyjęła z bocznej kieszeni telefon i podłączyła do niego duże słuchawki, które przez cały czas wysiały na jej szyi, a teraz nałożyła na uszy. Po chwili w jej uszach zabrzmiały słodkie, tak zwane przez jej dziadka "darcie mordy" jej ulubionego zespołu.
Koroshio podniosła głowę, rozglądaj się po klasie. Nagle jej błękitne oczy natrafiły na świdrujący ją wzrok jakiejś dziewczyny, która zdecydowanie zbyt ciekawie przyglądała się jej ręce. Szybko odwróciła głowę w innym kierunku, udając, że niczego nie zauważyła i naciągnęła rękawy swetra, chcąc schować przed uczennicą swoje blizny.
Rima uśmiechnęła ją pod nosem. Czyżby ją speszyła? A moze po prostu uciekała przed całym światem. Lub z jej wizji, nienawidzi samej siebie? Tego nie wiedziała. Ale pragnęła sie dowiedzieć.
- Saphira... Mam coś do załatwienia, muszę iść. - powiedziała do przyjaciółki i poszła za nieznajomą. Gdy wyszła z budynku szkoły, wyczarowała kruka, który wskazał jej gdzie poszła owa szatynka. Może znów chciała się pociąć, lub zapalić fajkę? Hm... W takim razie powinna stać za budynkiem szkoły, lub chociażby ukryć się pod schodami. Rozpięła swoją skórzaną kurtkę, pod którą widniał granatowy T-shirt. Nie musiała patrzeć na kruka, gdyż i tak wiedziała gdzie jest. W końcu był cząstką jej mocy.
Koroshio szybkimi krokami przemierzała boisko szkolne, starając się pozostać niezauważona. W końcu dotarła do celu. Idealny ciemny zauek, przy wejściu do szkolnej piwnicy. Żadne z wielu okien szkolnych nie wychodziło na to miejsce, a drzwi wyglądały na bardzo dawno nie używane.
Dziewczyna z zadowoleniem usiadła na zimnej ziemi i wyjęła z torby paczkę z ostatnim papierosem. Zaklnęła cicho pod nosem, podpalając go. Będzie musiała się zaopatrzyć w nową. Miała to zrobić dopiero w domu, gdyż tam miała już swoich dostawców. Plany jednak uległy zmianie.
W końcu z zadowoleniem na twarzy wciągnęła do płuc dym papierosowy. Nareszcie się odrobinę rozluźniła, czując w ustach znajomy smak. Z nudów zaczęła się rozglądać dookoła, chcą lepiej zbadać nowe terytorium.
Brunetka nadal szła powoli w stronę, w którą prowadził ją kruk. Przeszła przez dość małych rozmiarów, boisko szkolne. Usłyszała kruczy śpiew. Tak, była już niedaleko. Zamknęła oczy i zobaczyła to, co widział jej towarzysz. Jakieś dziewczę schowane w ciemnym zaułku szkoły. Tak jak przeczuwała, trzymała w ręku szluga. Okropny zwyczaj. - Zabierz jej to. - szepnęła. Kruk zleciał niespodziewanie niżej i wyrwał z ręki smakoszki nikotyny, owe paskudztwo, nie raniąc przy tym nikogo.
- Hej... Co ty robisz ty pieprzony ptaku?! To moje! Oddawaj wyliniała sroko!
Koroshio bezskutecznie wrzeszczała na czarnopiórego kruka, który bez skrópułów odebrał jej ostatni klucz do ucieczki i zapomnienia. Zwierzę już dawno wzbiło się wysoko w niebo i za pewne jej nawet nie słyszało, a nawet gryby było inaczej i tak by niczego nie zrozumiał.
- Głupie zwierzę. Głupia fajka. Głupia szkoła. Głupie miasto.
Zrezygnowana dziewczyna ciężko usiadła na zimne, betonowe płyty. Zaciskając ze wściekłości pięści, miała ochotę wydrzeć się na całe gardło, chcąc zwrócić na siebie uwagę złodzieja. Powstrzymała się jednak, pamiętając, że jest w miejscu publicznym. Zamiast tego wyjęła z torby szkicownik i ołówek z gumką. Przewracając kilka już zapełnionych kartek, zatrzymała się na swoim ostatnim szkicu. Rysunek przedstawiał wychudzoną dziewczynę, przepaską na oczach i krwią wypływającą z jej wykrzywionych ust. Najdziwniejsze było jednak jej ciało, które rozpadało się jakby nieco nad biustem, kończąc czarną dziurą z której odchodziła cieniutka, czerwona nitka. Koroshio z zapałem zabrała się za kończenie obrazka.
- Często ptaki zabierają ci fajki? - ni stąd ni zowąd odezwał się głos. Pewna brunetka siedziała sobie jakby nigdy nic na małym dachu, który należał do piwniczki. - Ładnie rysujesz. Chociaż to co rysujesz jest przerażające, ale lepsze wyżywanie się na kartce, niż smakowanie nikotyny, czy cięcie się. - dodała, a kącik jej ust podniósł się ledwo zauważalnie. - Wszystko dla Ciebie jest głupie? - zapytała, nie uzyskawszy odpowiedzi na wcześniejsze pytania.
Szatynka prawie niezauważalnie się wzdrygnęła słysząć czyjś głos. Niby od niechcenia spojrzała w stronę, z której on dochodził, patrząc na siedzącą tam dziewczynę spode łba. Nie przyglądnęła się jej nawet zbytnio. Nie obchodziło jej to, jednak od razu rozpoznała w niej uczennicę, która zbytnio zainteresowała się jej rękoma.
- Nie. Dzięki. Tak. - Jej odpowiedzi na pytania nieznajomej, były krótkie, ale treściwe. Koroshio nigdy nie była wylewna. Zawsze mówiła jedynie to minimum.
Po chwili odwróciła głowę od dziewczyny i powróciła do swojego zajęcia. Nie poświęciła jej w sumie więcej niż pół minuty, chodź według niej było to i tak o pół minuty za dużo.
- Samej siebie też nienawidzisz tak mocno jak wszystkiego innego? - dalej zasypywała ją pytaniami. Po co to robiła? Po co tu w ogóle przyszła? Ciekawość to przecież pierwszy krok do piekła, jednak ona skuszona przez wspomnienia pragnęła poznać te osobę i dowiedzieć się czegoś więcej niż to, że jest w stanie depresji, co widać już po jej rysunkach.
- Tak. - odpowiedziała, na dając sobie nawet jednej sekundy na namysł. Nie wiedziała nawet dlaczego odpowiada na pytania nieznajomej. Chociaż wiedziała. Tak została wychowana. Od małego uczono ją szczerego odpowiadania na różnego rodzaju pytania. Mimo iż była marną uczennicą, coś jednak z tych nauk wyciągnęła.
- Nie masz życia? - zapytała po chwili, wypowiadając pierwsze, nie do końca pełne zdanie.
Przyjrzała się jej. Blada cera, worki pod oczyma, przypominały ją samą gdy mieszkała w Nevermaind. Jednak miała ładne, błyszczące, niebieskie oczy, oraz brązowe włosy, oraz gęste brwi, które nadawały jej drapieżności.- Hm... Siedzę tutaj, oddycham tlenem, rozmawiam z Tobą, więc raczej żyję. No,chyba że prócz tego, iż kruki zabierają ci fajki, to rozmawiasz z duchami. - odpowiedziała sprytnie, udając, że nie dostrzegła tej metafory, znaczącej to samo co " Zostaw mnie w spokoju ".
Koroshio nie zaskoczyła zbytnio ta sprytna riposta jej rozmówczyni, o ile mogła ją tak nazwać. W mieście znała wiele takich cwaniaków i spryciarzy, którzy dzięki mistrzostwu swojego ciętego języka, często często wywijali się z najgorszych problemów, a w czasie wolnym uprzykszali jej życie.
Ukradkiem spojrzała na wyświetlacz telefonu, który pokazywał kolejny grany utwór.
- Nie powinnaś iść na lekcję. Obiecałaś się nie spóźniać. - powiedziała szatynka. Sama, gdy potrafila też miała cięty język, ale zwykle była na tego typu rzeczy zbyt nieśmiała.
- A jednak choć trochę cię ten świat interesuje. - zaśmiała się cicho.- Obiecałam się nie spóźniać na geografię, nie na historię. - odparła. - A co do mojego życia i tak jest już wystarczająco pokręcone. A ty? Nie idziesz na lekcję?
- A wyglądam jakbym szła? - zapytała, ani na chwilę nie odrywając oczu od kartki. Co było z tą dziewczyną nie tak. Z tego co zdążyła już zauważyć, nie cierpiała ona raczej na brak znajomych. Wydawała się być lubiana przez wszystkich nauczycieli i uczniów. Co więc pani perfekcyjna robiła w tak nieidealnym miejscu z takim wrakiem człowieka jak ona, na dodatek umyślnie spóźniając się na lekcję?
- Zawsze taka jesteś? Chowasz się w najdalszym kącie w klasie, a gdy ktoś chce wyciągnąć do ciebie pomocną dłoń, odtrącasz ją zanim ci ją poda? - zacisnęła zęby. Chciała przełamać się przez ten depresyjny mur który wokół siebie stworzyła i na którym napisano na każdej cegiełce; " zostaw mnie w spokoju", " idź i nie zawracaj mi głowy" . Ponownie zajrzała w jej wspomnienia. Smutek. Gorycz. Żal. Kłótnia. Sprzeczka z kolegami. Dokuczanie. Cierpienie.
- Ko-riiiii! Kwiecie pustynny. Dawco wolności. Powodzie miej radości. Czy ty tu robisz siostrzyczko?
Do uszu dziewczyn dobiegł głęboki męski głos. Oba jednocześnie zwróciły swój wzrok w tym kierunku i zobaczyły idącego w ich stronę chłopaka. Oj było co oglądać. Nastolatek wyglądał jak wycięty z kolorowego czasopisma o gwiazdach. Był naprawdę wysoki. Mierzył około 190 cm wzrostu. Krótkie, kasztanowe włosy ułożony zostały z niesamowitą perfekcją, a kozia brudka idealnie przycięta. Hipnotyzował spojrzeniem swoich błekitnych niczym bezchmurne niebo tęczówek, a śnieżnobiały, łobuzerski uśmiech wręcz oślepiał. Był ubrany w jasną koszulę, pod którą widać było wyraźnie rysujące się bicepsy, tricepsy i co tam jeszcze... Do tego ciemne rurki i czarne, wysokie trampki oraz kolczyk w prawym uchu.
Wszystko było by idealne, gdyby nie długa szrama ciągnąca się od lewego oka, przez policzek, po samą brodę, która była skazą na jego idelanej skórze mulata.
- Luke... - powiedziała dziewczyna, a w jej głosie dało się odnaleźć nutkę radości.
- A kogo się innego spodziewałaś w takim miejscu, księżniczko? Co ty taka smutna, cio? - zapytał chłopak, podchodząc bliżej i siadając na ziemi obok siostry, która jedynie w odpowiedzi wskazała na puste opakowanie po papierosach - A to akurat nie problem. - powiedział wesoło i wyciągnął z tylnej kieszeni dżinsów paczkę fajek, którą podał dziewczynie, samemu wcześniej wyjmując jedną dla siebie.
Teraz przyglądała się im obu. Doszła ją woń męskich perfum, lecz po tym od razu smród dymu papierosów. Pokręciła głową. - Zabierz. - mruknęła ledwie słyszalnie. Tak jak się spodziewała, po chwili przyleciał czarny ptak i wyrwał im obu szlugi, a także w dziobie dzierżył po chwili paczkę papierosów, po czym odleciał. - Wszystkie problemy rozwiązujecie za pomocą fajek? - zapytała, tym samym dając znać chłopakowi o swym istnieniu.
Szatyn z zaskoczeniem spojrzał na swoją rękę, w której jeszcze kilka chwil wcześniej trzymał papierosa. Następnie przeniósł swój wzrok w niebo, gdzie jeszcze chwilę temu leciał kruk.
- Ten ptak wisi mi sporo hajsu... Mógł grzecznie zapytać. Podzieliłbym się z takim amatorem nikotyny. - powiedział chłopak, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech,. - To tak skończyła twoja ostatnia fajka?
- Witaj w moim świecie. - mruknęła dziewczyna i załamana walnęła głową o szkicownik.
Chłopak jakby dopiero teraz dosłyszał skierowane do nich pytania. Zdezorientowany zaczął się rozglądać dookoła i wtedy w końcu ją zauważył. Ciemnowłosą dziewczynę siedzącą na dachu piwniczki.
- Koleżanka? - zapytał z zaskoczeniem siostry.
- Czegoś się nawdychał i czemu się ze mną tym nie podzieliłeś? - zapytała Koroshio, nawet nie podnosząc głowy na brata.
- Jasne. Witam lejdi. Jestem Luke. - Chłopak zwrócił się w stronę nieznajomej, obdarzając ją jednym ze swoich najbardziej powalających uśmiechów - A ta ślicznotka obok mnie to moja siostra, Koroshio.
Odgarnęła nieco przydługą grzywkę. - Rima. Miło mi. - przedstawiła się, a kącik jej ust uniósł się trochę do góry. - Twoja ślicznotka postanowiła popaść w depresję i olać wszystko i wszystkich. No i uwiecznić deprechę na swoim rysunku. Ale lepsze to niż cięcie się i faszerowanie nikotyną.
- dodała na koniec, znów patrząc na jej odkrytą rękę.
W oczach Luke'a pojawiło się przerażenie. Natychmiast złapał Koroshio za ręce i podciągnął jej rękawy, zrzucajć przy tym notes i ołówek. Z uwagą przyglądał się jej przedraminom, licząc każde nacięcie. Po chwili z westchnął z ulgą i puścił nadgarstki siostry.
- Ech, Ri... Nie strasz mnie tak. Myślałem już, że się naprawdę pocięła. Dobra Kori. Nie myślałem, że wytrzyma aż dwie godziny. - powiedział mierzwiąc dziewczynie włosy - A co do reszty... - rozluźnił się trochę i oparł na rękach - Norma. Jak wrócimy to pokażesz mi swoje nowe arcydzieła. Te... Rimcia... Nie masz przypadkiem własnego zapasu?
Pokręciła głową. - A czy wyglądam na zwolenniczkę nikotyny? - zapytała, a jej oczy stały się nieco ciemniejsze. - O zapas szlugów powinieneś raczej zapytać kruka, choć wątpię by się z tobą podzielił. Chyba postanowił zadbać o wasze zdrowie, choć raz. - powiedziała i przyjrzała się mu, a raczej jego wspomnieniom. Dym. Koledzy. Fajki. Kłótnia z siostrą. Olewanie szkoły. Westchnęła i zwinnie zeskoczyła z dachu, nie robiąc przy tym niepotrzebnego hałasu, po czym oparła się o ścianę i skrzyżowała ręce.
- That's bad... A właśnie... Zapomniałbym. Szukałem cię w końcu, żeby ci to powiedzieć. No i teraz bym zapomniał. To byłaby kicha. Na szczęście sobie przypomniłem. No i na szczęście cię znalazłem, bo gdybym cię tutaj nie spotkał, to byłby kłopot. I nie wiedziałabyć, że...
- No wykrztusisz to w końcu z siebie? - zapytała odrobinę już znudzona gadaniem brata szatynka. Jednak uśmiechnęła się do niego, patrząc z ukosa.
- Gdybyś mi nie przerwała już bym ci dawno powiedział, że dzwonił do mnie dziadek. Powiedział, że po szkole mamy spółkę zUo i od razu wrócić do domu. Babcia odbierze ferajnę. Podobno jesteśmy mu potrzebni w lesie. - Szatyn obrobinę nachylił się do ucha siostray i zaczął szeptać tak cicho jak tylko potrafił. - Był strasznie wściekły, gdy to mówił. Chyba sobie będziemy mogli postrzelać. - zakończył, a na jego twarzy pojawił się szatański uśmiech.
- Umiecie strzelać z broni palnej? - pochwyciła dziewczyna i lekko się skrzywiła. Polowania w rezerwacie były istnym utrapieniem, lecz sezon na szczęście tam się już skończył. Tylko głupi by się nie zdziwił jakim cudem usłyszała jego szept.
- Co ona kurde jakaś superwomen? - zapytał zaskoczony, iż go usłyszała - Taaa... Umiem, a co?
- Albo ty po prostu nie umiesz szeptać. Zresztą co to za różnica. - mruknęła dziewczyna wzruszając ramionami i przewracając oczami - O co znowu chodzi?
- Nie wiem, ale mam ochotę sobie cos ustrzelić. Jakiegoś jelenia, lisa albo chociaż szopa. A może nawet wilk by się trafił.
- Ty i te twoje chore ambicje.
Brunetka zacisnęła sztylet w dłoni, który wcześniej miała schowany na ramieniu, po czym rzuciła jego prosto przed siebie, trafiając w drzewo. Jej oczy były już mocno granatowe. Wkurzyła się. - I co byś zrobił z tym wilkiem lub lisem? Zdarłbyś z niego futro, lub wypchałbyś i postawił w pokoju?! - próbowała panować nad głosem jednak nie zbyt jej to wychodziło.
- Upsss... Chyba trafiliśmy na obrończynię przyrody. Ale skoro cię to już interesuje skarbie, to za pewne tak. Futra są w cenie. - powiedział. Zdawał się w ogóle nie zauważyć faktu, że dziewczyna przed chwilą z nikąd wyjęła nóż, a następnie o tak dla zabawy sobie nim rzuciła. Tak jakby w ogóle go to nie ruszało.
- Zawsze nosisz broń do szkoły? - zapytała z zaskoczeniem Koroshio. Po chwili podniosła z ziemi swoje rzeczy i wepchnęła je do torby. Gwałtownie podniosła się z betonu i ruszyła w stronę szkoły. - Muszę iść na lekcję.
- Tsa. Nazywaj mnie jak tam sobie chcesz, uzależniony smakoszu nikotyny. - podeszła do niego tak blisko, że w końcu stała tuż przed nim. - Jednak jeśli zabijesz choć jednego wilka, obiecuję, że nie dam ci żyć. - wyszeptała mu do ucha groźbę i delikatnie przyłożyła do niego sztylecik, choć z daleka mogloby się wydawac ze szepta mu jakieś czułe słówka. Po chwili odsunęła się od niego. - A o siostrę się nie martw, dopilnuję, by się nie pocięła.
Chłopak przez długi czas po zniknięciu obu dziewczyn siedział sam w zauku. Obojętnie patrzył w przestrzeń, dotykając dłonią miejsce, gdzie jeszcze kilka chwil wcześniej miał przyłożone ostrze. Jednak na jego twarzy nie było widać żadnego strachu, czy gniewu. Wręcz przeciwnie. Wydawał się być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Mamo... Gdybyś tylko wiedziała jaką przysługę zrobiłaś.
Luke w końcu poniósł się z ziemi i otrzepał przybrudzone dżinsy. Podszedł do drzewa, w którym utkwił sztylet Rimy. Jednym ruchem wyjął go z pnia i zaczął uważnie oglądać. - Czas zapolować.
***
Kor&Ri
Nie lubię Luka. Luke'a. Nie wiem jak wymawiać imię tego kretyna.
OdpowiedzUsuńNie lubię.
Nie lubię.
Głupi brat Koroshio.
Mam pomysł, mam pomysł!
Notka = Dashi + Kor + Luke <- Co wy na to?! Chcem *.*
Ale i tak go nie lubię! Rima to jest taki... Szalony Kapelusznik. Ubierzmy jej koronkowe pantalony, tęczową koszulę i wielki pakelusz. Tak, pakelusz. Plus takie buciki jak mają błaźni z czubem.
Wyliniała sroka... W tym momencie wyobraziłam sobie Kor wydzierającą się w ten sposób. Haha XD Leżę.
Czemu go nie lubisz? :c
UsuńJestem za i też zdecydowanie chcem *-*
Rima... xD Szalony Kapelusznik <3 Kocham :3
Heh... Ja przez ciebie też i nie wiem w sumie co w związki z tym odczuwam.
Dzięki za skomentowanie notki :* Jesteś wielka :D
kapelusznik ! ♥♥♥♥♥ Koffam ;3 Wymawia sie ime jak sie pisze, [ Luk] xD
Usuń